jajo

dziś kolejny przepis z mojej ulubionej książki kucharskiej. tym razem śniadaniowy:

„Jaja w koszulkach (molet)

ocet,

sól,

10 zupełnie świeżych jaj.

1) zagotować wodę z solą i octem;

2) jaja oczyścić solą i szczoteczką pod bieżącą wodą;

3) jaja wbijać ze skorupki tuż nad powierzchnią wody i gotować chwilę, dopóki białko się nie zetnie; podawać na półmisku oblane sosem.

Podawać z sosami, z ziemniakami, fasolką szparagową ze śmietaną, pomidorami saute itp.

Inż. Zofia Czerny, Książka Kucharska, Polskie Wydawnictwa Gospodarcze, Warszawa 1954

Ten wpis został opublikowany w kategorii dziś na obiad, edukacja. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

23 odpowiedzi na „jajo

  1. pannato pisze:

    zrobiłam. wyszły okropne!

  2. mamrot pisze:

    Nigdy nie zrobiłam jajek molet. Może i lepiej. Znowu odzywa się we mnie stary belfer i syczy : Dopóki pisze się przez „ó”.

  3. mrowkodzik pisze:

    znam to pod nazwą œufs pochés („jajka w kieszonkach”), ciekawe, czy to dokladnie to samo, co molet.

    trudno sie robi jajka w koszulkach, pamietam ze w liceum miewalem jazdy na takie oryginalne rzeczy i sie z tym meczylem. poza tym ocet – skadinad konieczny w przepisie – nie poprawia smaku jajek. trudno je wyciagac i sie farfocluja, i woda musi wrzec, ale nie za bardzo, bo sie poszarpia, i nie za malo, bo opadna na dno. a potem blyskawicznie stygna i najlepiej, zeby podawala je sluzba zasiadlym przy stole konsumentom 😉 porabane. ale za to ma sie cos jakby jajka na twardo bez uzycia tluszczu, co ma sens.

    no i troche zabija mnie tekst: „zupelnie swieze jaja”. heh, to w sumie nic smiesznego. pamietam, ze po PRL-u zachowala sie w domowej biblioteczce ksiazka „W mojej kuchni nic sie nie marnuje”, prezentujaca – niekiedy sensowne, a kiedy indziej nieco oblesne – przepisy na przygotowanie produktow drugiej, trzeciej i piatej swiezosci, typu: zgliwialy ser, czerstwy chleb czy tzw. jaja chlodnicze (trzeba bylo je specjalnie gotowac, by pozbyc sie zapachu siarkowodoru…).

    smiech smiechem, ale jak podzielilem sie z rodzicami moimi wrazeniami z lektury tej ksiazki, to powiedzieli, ze gbyby nie ona, to w najchudszych latach nie bardzo mieliby co do garnka wlozyc… ech.

    ksiazka chodzi czasem na allegro za smieszne grosze. mysle, ze nawet dzis warto ja miec.

    • pannato pisze:

      mamrocie, dzięki za ortograficzne wskazówki, skorzystałam, poprawiłam. wiesz, chyba dobrze, że nie zrobiłaś, bo są paskudne.

      • mamrot pisze:

        W domu u mojej mamy było specjalne urządzenie do gotowania jajek na parze

    • pannato pisze:

      @Mrówk: wydaje mi się, że to to samo. masz słuszność ocet zdecydowanie psuje smak białka, powoduje też, że zyskuje ono dziwną konsystencję. generalnie może gdyby mies większą wprawę można by uzyskać lepszy efekt estetyczny, niestety smak do bani ( a to były jaj nie byle jakie – jaja sąsiada).
      „Zupełnie świeże jaja” też mnie poruszyły, no bo jakie maja być „trochę świeże”, a może bułhakowskiej „drugiej świeżości”?
      co do wspomnianej książki: słyszałam o niej wielokrotnie i opinie czytelników zachęcają mnie niezmiernie, niestety nigdy w dłoni nawet nie miałam. masz racje, czas zainteresować się sprawą poważnie i sprawić sobie własny egzemplarz.

  4. Haha, a ja na początku myślałam, że „molet” to miał być „omlet”, ale Ci się pomyliło. Dopiero potem stwierdziłam, że przepis się trochę nie zgadza. Jadłam kiedyś takie jajka, są obrzydliwe!

  5. iwasz pisze:

    No gdyby nie te „zupełnie świeże jaja” to bym nie wiedział jakie wbić. Ale teraz już wiem.

  6. iwasz pisze:

    A no widzę, że temat „zupełnie świeżych jaj” był już poruszany, więc nie jestem pierwszy. Co co moletu, to też się zastanawiałem czy to ma jakiś związek z omletem. Zrazu niepewnie, przeczytałem całe słowo od tyłu, ale to nie to. Potem zauważyłem, że jednak wystarczy przestawić 2 pierwsze litery i wychodzi omlet. Prawie jak okrzyk bojowy wojsk z Cyberiady, czy skądś tam „Awruk!”. No i uważam, że to sympatyczne : robicie potrawę, o której wszyscy wiecie, że jest paskudna, a którą się trudno robi i w zasadzie, to tylko macie satysfakcję, że się udało i nic poza tym 🙂

  7. zoś pisze:

    Gluty o smaku octu. blee…

  8. mamrot pisze:

    to naczynie mojej mamy miało jedną pokrywkę z czterema okrągłymi otworami o średnicy ok. 10 cm. Wodę wlewało się do naczynia na dno, następnie szła pokrywka z dziurami. W komplecie były cztery miseczki pasujące do otworów. Do miseczek wbijano po jednym jajcu, solono i umieszczno je w otworach. Następnie przykrywało się zwykłą pokrywką. Po około 10 minutach uzyskiwało się bardzo dobre jaja w koszulkach – czyli molet. Naczynie, a właściwie garnek do gotowania jajek na parze, najpierw uległ rozproszeniu, a potem zupelnie zniknął z pola widzenia. Jesień Fetyszysty bawiła się elementami naczynia, gdy była mała – w wieku nieco ponat trzech lat, gdy po przyjściu na świat Panny To mieszkaliśmy jakiś czas u Babci.
    PS. Naczynie było wykonane z aluminium i miseczki należał przed wbiciem w nie jajek smarować masłem lub innym tustem, żeby nie przywierały.

  9. mrowkodzik pisze:

    nie zgadzam sie ci do paskudnosci. to nie jest paskudne. smakuje jak jajka na miekko, a wyglada jak jajka sadzone. tyle ze ten ocet troche przeszkadza (bez octu tez sie da, ale sie inaczej farfocluje), no i strasznie szybko stygnie – bo jajka w skorupce (na miekko, twardo) znane sa wrecz z wyjatkowo dlugiego trzymania ciepla (robi sie z nich np. oklady na jeczmien/gradowke na oku, tak, tak, okulisci zalecaja, to nie zadne gusla), a jajka sadzone smazy sie na tluszczu, podczas gdy te w koszulkach sa zaledwie w temperaturze wrzu wodnego.

    za to ladnie wygladaja. i bialko jest takie delikatne. delikatesowe wrecz. ale upierdliwosc prlus kwestia octu raczej przekreslaja te potrawe…

  10. A, skoro to nie jest paskudne, to znaczy, że dostałam wtedykiedyś w restauracji źle zrobione jajka moletowe (były obrzydliwe), w dodatku w karcie opisane jako sadzone, i moje niezadowolenie było usprawiedliwione!

    • mrowkodzik pisze:

      może jest jeszcze kwestia tego, że podawane same w sobie są nudnawe. ale jeśli dodać do nich beszamelu czy sałatkę, to ten ocet nie dość że nie przeszkadza, to jeszcze nawet dodaje ostrości i jest sensowny całkiem (bo do pomidorów czy sałaty, jak sugestia w przepisie Panny To, ocen przecież pasuje, np. jako składnik winegretu).

      zatem myślmy ciepło o molet-jajach. nie postponujmy ich. nie niszczmy jamniczka.

  11. mamrot pisze:

    A dlaczego tylko jamniczka, inne peski też podlegają nie niszczeniu.

  12. A, bo Ty nie znasz filmu Jak działa jamniczek. Obejrzyj koniecznie: http://www.youtube.com/watch?v=bIN4ZL9U7Z4

Dodaj komentarz